forum pro ana
A choroba ma jakiekolwiek optymistyczne światło?
Offline
Nie miałam na myśli choroby, bo to oczywiste, że raczej się nie pośmiejemy.
Chodziło mi o to, że w trakcie dorastania, głównym bohaterkom zmienia się obraz patrzenia na świat i postrzegania samej siebie. W tym widzę różnice między tymi 2 książkami.
"Dieta (nie) życia" kończy się dla mnie dość optymistycznie, a w książce "Przeklinam cię, ciało" raczej cały czas przedstawiano bardziej brutalną rzeczywistość. Tej książki nie chciałabym przeczytać, gdybym chciała się leczyć i walczyć z chorobą.
Oczywiście to tylko moje zdanie.
Offline
weteran forum
Kiedy jedzenie wymaga odwagi. To moja faworytka i ryczałam czytając ją i mam łzy w oczach myśląc o niej. I paradoksalnie, dziękuje opatrzności za to, że moja mama nie widziała problemu zbyt wyraznie i nie szukała rozwiązań jak mama Kitty. I cieszę sie ze juz nie jestem w domu i ze moja wojna toczy się już tylko w mojej głowie i balansuje sobie po cichu na krawędzi. Bez widzów.
Offline
jak magdalena poleca to na pewno warto się skusić
Offline
Przeczytam, choć nie interesuje mnie ta tematyka. Niczego nowego się nie dowiem. Poza dieta [nie] życia niczego nie ruszyłam.
Offline
Nowy użytkownik
Skończyłam właśnie "Przeklinam cię ciało", ale jakoś nie mogłam się utożsamić. No cóż... osoby z ED przecież nie są na jedno kopyto, więc po prostu nie mój typ. Ale obudziło mnie tot do refleksji - kto jest moją Merylin Monroe? Będę się musiała nad tym zastanowić, na pewno mi to pomoże siebie poznać lepiej
Offline
dobra książka, czytałam dwa razy, tak samo jak tą druga od tej autorki... z resztą, mam kontakt z autorką
Offline
Nowy użytkownik
U mnie w bibliotece książki o ED w dziale dla nastolatek, "Wintergirs" obok jeżycjady, powodzenia życzę... Sięgnie taka nieskażona przypadkiem i się zachęci... ech...
Offline
no ja się zainspirowałam "Dziennikiem bulimiczki", byłam dumna z bohaterki i ją podziwiałam, koleżanki też to czytały ale jakoś nie podzielały mojego zdania, hmm, gimbaza.
Offline
Nowy użytkownik
A to dziwne, bo właśnie sprawdziłam w katalogu i "Dziennik bulimiczki" we Wrocławiu jest prawie w każdej bibliotece. Kilkadziesiąt rekordów. Więc to jest dziwne że ci ciężko go dostać u siebie.
Offline